Powrót na główną stronę

             lipiec  2021 r.

O strategię dla Rynku

Rynek Staromiejski to serce naszego miasta. To jego jądro, wizytówka i esencja. Od ponad 750 lat. I nic tego zmieni. Prezentujemy tekst - mocne wołanie o to, by zrobić wszystko, żeby to miejsce tętniło życiem, tak jak na centrum przystało. Tekst bardzo osobisty i emocjonalny, ale wyrażający pragnienie wielu stargardzian. Jest wiele ważnych miejsc w Stargardzie. Ale żadne z nich nie zastąpi Rynku i przynależnych mu funkcji. Trzeba dążyć do tego, by było to miejsce z klimatem, gdzie chce się pobyć, z kimś spotkać, coś zobaczyć. By jak najczęściej tętniło życiem i przyjaznym gwarem. Tekst został zainspirowany konsultacjami prowadzonymi w związku z projektem Strategii - Stargard 2030 prowadzonej w kwietniu 2021 r.

 

 

 

ARTUR SŁOWIK


MOJA STRATEGIA 2030 DLA RYNKU STAROMIEJSKIEGO

Kamyk subiektywny.

Jestem stargardzianinem od 60 lat, mieszkańcem Starówki od 1968 roku i miałem to szczęście, że uczyłem się w szkole podstawowej nr 11 od dnia nadania jej imienia Bohaterów Westerplatte. Moja droga do szkół, najpierw podstawowej a potem "ogólniaka" zawsze biegła pod górkę od ul. Kazimierza Wielkiego, między kolegiatą i kamienicą nr 4, przez Rynek Staromiejski i dalej Mieszka I a potem obok biblioteki, pod bramą Pyrzycką do Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Staszica, do budynku gdzie kiedyś mieściło się Colegium Groeningianum, o czym wtedy my uczniowie nie wiedzieliśmy, bo się o tym po prostu nie mówiło.

       Dorastając na Starówce nie widziałem niczego szczególnego w dzielnicy, w której mieszkałem. Ot, normalne bloki, szkoła, Rynek, Ratusz, kamienice, kościół, ale po ukończeniu szkoły średniej wyjechałem ze Stargardu do większego miasta, zacząłem podróżować po Polsce i świecie, przyglądać się jak i gdzie żyją inni. Zbierałem doświadczenia podążając swoją drogą życia co jest zupełnie normalne dla młodych, chłonnych i    ciekawych świata.

    Los sprawił, że ponad trzydzieści lat temu związałem ponownie swoje życie ze Stargardem. Znalazłem na nie sposób na Starówce w przyjaznych piwnicach Muzeum, niedaleko miejsca gdzie spędziłem dzieciństwo, mieszkałem i dorastałem, ale wróciłem do rodzinnego miasta już bogatszy o bagaż doświadczeń i obserwacji, które kazały mi inaczej niż przed wyjazdem oceniać to co mnie otacza, określa warunki bytu, pracy, determinuje doznania estetyczne.

    W  zaadaptowanych w 1997 i 1998 roku piwnicach muzealnej kamienicy i oficyny powstał pub a następnie klub muzyczny i stały się one moim miejscem pracy na dekady, do dzisiaj.

    Pracowałem przy Rynku i obserwowałem, myślałem, zastanawiałem się i analizowałem. Pojawiały się pierwsze wnioski budowane na bazie obserwacji doświadczeń z innych miast a także rosnącej wiedzy o historii i teraźniejszości Stargardu.

    Będąc małym dzieckiem, naiwnie zastanawiałem dlaczego ta część miasta nazywana jest Starówką? Przecież są tu tylko nowe budynki. Nigdy nie było mi to obojętne. Teraz wszyscy wiemy, że to skutek wojny i praktycznie bez znaczenia jest dla nas, żyjących tu i teraz kto dokonał tak bezwzględnego i bezmyślnego zniszczenia miasta. Brak zgody na to co jest naszą wspólną spuścizną jest  cały czas w moich emocjach i  nie potrafię pogodzić się z faktem jak bardzo Stare Miasto zostało okaleczone.

      Tragedia Starówki nie polega jednak tylko na tym, że została zniszczona prawie doszczętnie w sensie fizycznym, że historyczny plan zabudowy został w wielu miejscach zaburzony, że budynki, które powstały po wojnie nie miały już w swoich kondygnacjach przyziemnych pomieszczeń przeznaczonych na prowadzenie interesu. Przy okazji tak zwanej powojennej odbudowy niszczono spuściznę minionych wieków.

      Procesy destrukcji fizycznej pociągnęły za sobą zmiany w szerszym obszarze.  Wojna i realizowanie nowego socjalistycznego planu przerwało ciągłość funkcjonalną dzielnicy a w szczególności jej serca jakim przez stulecia był Staromiejski Rynek. Nie było tu już miejsca na różnorodność, kolor i smak, ruch i gwar, na mnogość sklepików, knajpek, rozmaitego rodzaju geszeftów.  Centrum komercyjne miasta, na ile pozwoliła na to socjalistyczna władza, przeniosło się tam, gdzie warunki do handlu i drobnych usług jeszcze były czyli w okolice dzisiejszych ulic Piłsudskiego, Wyszyńskiego, Reja. Ale nie tylko wojna i ta przeszła, nielubiana socjalistyczna władza, której urzędnicy zdecydowali o tym, żeby zniszczyć historyczny plan zabudowy Starówki i wybudować na jej miejscu dzielnicę mieszkaniową z koszmarnymi, długimi blokami wzdłuż ul. Kazimierza Wielkiego, punktowcami i wieżowcami na ul. Szewskiej,  odbierały Starówce znaczenia.  

   Raz rozpoczęty proces siłą rozpędu, na już naruszonym gruncie był łatwiejszy do kontynuowania i wydawał się logicznym i właściwym. Targowiska były likwidowane, nieodpłatne linie autobusowe do nowootwartego TESCO uruchamiane, urzędy z Rynku przenoszone do budynków w innych miejscach miasta. Starówka a wraz z nią jej serce, Rynek Staromiejski umierał. Na nic zdały się próby uatrakcyjnienia poprzez zainwestowanie dużych środków w nową płytę Rynku i jego oświetlenie, czy organizowanie od czasu do czasu imprez kulturalnych.

Siedząc przy stoliku w ogródku Piwnicy pod Galerią ze smutkiem, przez lata obserwowałem to czego inni przechodząc tylko tędy nie byli w stanie zauważyć, jak kolejni inwestorzy z nadzieją otwierający swoje cukiernie czy kawiarnie, bo przecież, jak siebie najprawdopodobniej przekonywali, Rynek to miejsce wyjątkowe, jedyne takie, atrakcyjne, centrum starego miasta, tracili swój zapał, często oszczędności i po kilku zazwyczaj miesiącach zamykali interes.

       To naturalny proces kiedy pub, kawiarnia czy cukiernia albo restauracja, które są zazwyczaj otwarte do późnych godzin wieczornych,   nie mogąc zaproponować klientom pełnego zakresu serwisu z powodu braku możliwości uzyskania pozwolenia na wyszynk alkoholu, zwalniają lokale, które zajmowane są z kolei przez użytkowników, którzy do swojej działalności nie potrzebują takiego pozwolenia. Lokale zajmowane są więc przez apteki, kancelarie, sklepy. Nie stoją puste, ale też nie są żadną atrakcją dla mieszkańców a tym bardziej turystów. Są zamykane już w godzinach popołudniowych, a Rynek pustoszeje. Powtarzając za aktorem- "jak w polskim filmie- nuda, nic się nie dzieje", tylko nie ma możliwości wyjścia z kina więc dalej obserwujemy projekcję.

   Nie raz z rozgoryczeniem obserwowałem ze swojego codziennego miejsca jak już po zamknięciu wszystkiego Rynek pustoszeje, ruch zamiera i przychodzą grupki chłopców po prostu pokopać w piłkę.

Ten smutny proces, utraty znaczenia Rynku wciąż trwa. Podejmowane są kolejne działania, które ujmują znaczenia temu miejscu. Przykładem tego, i nie mam zamiaru oceniać czy, biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw to dobra czy zła decyzja, nie o to mi chodzi, jest zamiar przeniesienia Centrum Informacji Turystycznej w inne miejsce, ale dla Rynku w sensie pełnienia jego roli turystycznej jest to z pewnością niekorzystne.

   Wyobraźcie sobie Państwo sytuację taką, a najlepiej wejdźcie w rolę turysty, który przyjeżdża do Stargardu o którym słyszał, że jest Krakowem północy, klejnotem Pomorza i szczególnym punktem na Europejskim Szlaku Gotyku Ceglanego. Przyjeżdżacie i kierujecie się gdzie? Odpowiedź nasuwa się sama - na Rynek Staromiejski, bo tam musi być coś interesującego, bo tam, co wydaje się logiczne, zaczyna się i kończy zwiedzanie miasta.  Tak, jest tam bez wątpienia coś interesującego- bezcenna Kolegiata, jeden pub, jest godzina 18.00, wszystko w Rynku pozamykane a na jego środku chłopcy grają w piłkę bo jest dużo wolnego miejsca i przechodnie nie przeszkadzają .……….. Taki człowiek pomyśli sobie z pewnością -"coś tu nie gra", będzie się czuł zawiedziony, skonsternowany, nie będą mu towarzyszyć przyjemne emocje. Nie będzie miał ani chęci ani możliwości na to żeby usiąść na Rynku,  po spacerze plantami wokół Starówki, obejrzeniu baszt, bram i kościołów, w towarzystwie innych podobnych sobie osób, zmęczony,  przy kawie czy piwie, nad talerzem czegoś smacznego i kontemplować  wrażenia po zwiedzaniu nieznanego miasta. Ta przyjemność z pewnością go ominie.

 Ja jednak nie przestaję marzyć o takim Rynku Staromiejskim, który będzie dla stargardzian i przyjezdnych przyjazny, interesujący, atrakcyjny. Wierzę że wiele można zmienić, że można przywrócić stan naturalny, normalność i logikę.

 

 

 

S T A R E    M I A S T O   bez   R Y N K U ? !

czyli jak przywrócić Rynek Staromiejski Stargardowi

     Stargard to miasto bez Rynku, takie są fakty i nie potrafię się z tym pogodzić. Żyjąc tu, na Rynku, pracując tutaj przez te wszystkie lata, wnikliwie obserwując codziennie jak toczy się tu życie, notując wszystkie następujące wraz z biegiem lat zmiany czuję rozgoryczenie, żal i bezsilność. Takie emocje towarzyszą mi zawsze kiedy myślę o moim Rynku Staromiejskim, Rynku którego tak na prawdę nie ma. Jest plac, przestrzeń, którą się tak nazywa, ale jest to puste określenie.  Stargardzka Starówka nie ma Staromiejskiego Rynku.

   Spróbujmy retrospekcji, wyobraźmy sobie jakie to było kiedyś miejsce, z czym i kim było kojarzone, jak mogło funkcjonować, jaką pełnić rolę w czasach kiedy jeszcze rynki w podobnych miastach były miejscami wokół których toczyło się całe miejskie życie a czasy, w których będą one oblegane przez turystów jeszcze nie nadeszły.

      Zachowały się fotografie, wiemy że władze miejskie miały siedzibę w Ratuszu, była Apteka pod Lwem, hotel Du Nord i bardzo wiele drobnych sklepików i knajpek. Tutaj odbywały się także uroczystości państwowe, tutaj z obywatelami i władzami spotkali się członkowie rodziny monarszej. Tutaj także codziennie handlowano pod gołym niebem lub pod osłoną parasoli. Wystarczy przyjrzeć się chwilom utrwalonym na dawnych fotografiach.

 

 

Może być zdjęciem przedstawiającym na świeżym powietrzu

To był Rynek Staromiejski w Stargardzie.

 

Czy powrót do podobnego stanu jest niemożliwy? Czy dobry czas dla Rynku Staromiejskiego w Stargardzie, mieście z tak ciekawą historią, mieście hanzeatyckim, bogatym i dumnym bezpowrotnie minął?

 Może być zdjęciem przedstawiającym na świeżym powietrzu

      Mam świadomość tego, że funkcja starych czy staromiejskich rynków jest współcześnie nieco inna niż w czasach kiedy turystyka nie była tak popularna i nie stanowiła po prostu jednej z dziedzin gospodarki.

Obecnie takie przestrzenie funkcjonują w dużym stopniu na potrzeby ruchu turystycznego, który jest źródłem przychodów obywateli mających szczęście mieszkać i pracować w turystycznie atrakcyjnych miejscowościach.    Spełniają one funkcję  handlową i gastronomiczną oferując usługi  dla społeczności lokalnej, ale także w dużym stopniu dla osób przyjezdnych bez względu na to czy są to turyści czy osoby w podróży służbowej, których w naszym mieście jest w związku z rozwojem strefy ekonomicznej coraz więcej.

     Trzeba jednak ze smutkiem powiedzieć, że nasz Rynek tych funkcji nie spełnia.  Ja jednak mam wiarę w to, że ten stan rzeczy można i należy zmienić.

      W związku z tym, że Rynek Staromiejski zaprząta moje myśli od dawna i z uwagą natężam zmysły notując każdą informację która mogłaby być wykorzystana jako dobry przykład i podtrzymać moją nadzieje wiem, że zmiany są możliwe a  dobrych przykładów dużo, wiem także to, że podobną problematyką zajmuje się także nauka i wyspecjalizowane firmy doradcze. Wiele ośrodków naukowych w kraju zajmuje problemem rewitalizacji przestrzeni miejskich. Publikowane są liczne prace naukowe i artykuły, prowadzone wykłady, zajmują się tym wyspecjalizowane ośrodki na uczelniach. Jeśli tak to wygląda i potrzeba naukowców to nie można być zaskoczonym,  że problem przywrócenia do życia czy nadania nowej funkcji przestrzeni zdegradowanej jest bardzo złożony i trudny. Są jednak przykłady na to, że udało się to zrobić i uświadamiając sobie potrzebę znaleźć w sobie determinację do zainicjowania zmian.

    Ja mam głębokie przekonanie, że stargardzkiemu Rynkowi Staromiejskiemu jest potrzebny odrębny wieloletni program ożywiania. Program skierowany precyzyjnie w ten jeden niewielki obszar, nie pod hasłem rewitalizacji Starówki, bo to określenie zbyt szerokie, ale skupiający się tylko na Rynku. Odrodzony Rynek automatycznie zrewitalizuje Starówkę. Potrzeba programu podobnego do tego, choć to porównanie do czegoś o innej skali,  jaki jest podstawą procesów mających miejsce w specjalnej strefie ekonomicznej. Pamiętajmy, że zasoby nieruchomości pod inwestycje kiedyś się skończą więc może warto już teraz zastanowić się nad równoległym rozwojem w innej dziedzinie? Stargard potrzebuje Programu dla Rynku, liczonego na lata i przez lata precyzyjnie realizowanego pod opieką i kontrolą miasta ze szczególnym naciskiem na obszar estetyki i architektury, opracowanego przez zespół fachowców, naukowców wespół z naszymi urzędnikami, którzy jak nikt inny znają specyfikę miejsca i szczególne warunki lokalne.

Sąsiedztwo odremontowanej Kolegiaty już niebawem będzie zobowiązywać. Trzeba o tym pamiętać i mieć świadomość zdarzeń z niedawnej przeszłości, że remont płyty rynku czy odrestaurowanie kościoła to stanowczo za mało dla zainicjowania pozytywnych zmian. Potrzebne są działania systemowe.

    Program powinien być skierowany precyzyjnie właśnie na ten niewielki, ale w moim przekonaniu najbardziej istotny obszar, którego zmiana sposobu funkcjonowania, liczona na lata, dałaby bazę do dalszych właściwych procesów i promieniowałaby na całą Starówkę przyczyniając się do tworzenia warunków, w których mieszkańcy mieliby możliwość sami zadbać o swój dobrobyt.

…ale… potrzeba konsekwencji i uporu, bo zmiany nie przyjdą po miesiącach czy roku. Konieczny jest Program dla Rynku i  wieloletnia wytrwałość w działaniach.

                                                                                               

                                                                                                          A.S. kwiecień 2021

 

  

P.S.  Jednym z elementów Programu dla Rynku mógłby być wieloletni proces wymuszonej zmiany sposobu korzystania z lokali usługowych znajdujących się na Rynku Staromiejskim polegający na wykupie przez "miasto" lokali pojawiających się na wtórnym rynku nieruchomości i wynajmowanie ich (z możliwością wykupu po spełnieniu szczegółowych warunków) inwestorom, którzy byliby zobligowani do prowadzenia w nich działalności gospodarczej o określonym profilu (głównie gastronomicznej). Środki pozyskane z czynszu najemnego wykorzystane mogłyby być na spłatę raty kredytu hipotecznego zakupionych w ramach programu nieruchomości.

       Kolejnym pomysłem godnym rozważenia jest wprowadzenie handlu na Rynek. W przeszłości były już takie pomysły i próby ich realizacji, zabrakło jednak konsekwencji i determinacji a sam fakt ich pojawiania się w różnych środowiskach i inicjatywach stanowi dowód na to, że świadomość konieczności odmiany stanu bieżącego jest obecna w głowach obywateli Stargardu. Konieczne jest zaangażowanie poparte wolą Rady Miejskiej, uruchomienie środków z budżetu miasta, opracowanie strategii działań mających na celu skłonienie handlarzy, kupców, okolicznych rolników i wytwórców do handlowania na Rynku w dni targowe co tydzień.

       Źle się stało, że proces degradacji Rynku spowodował, że  kojarzy się on głównie jako miejsce odbywania się  tam tak zwanych Ważnych Uroczystości. Nie można mieć nic przeciwko uroczystościom, niech się odbywają, po to także jest Rynek, ale  wyobrażenie sobie spełniania przez niego także codziennej funkcji handlowej, dla niektórych obywateli miasta, może być nieco obrazoburcze, bo nie mieszczące się utartym schemacie. Rynek trzeba odczarować, "odsztywnić" tak, żeby zaczął się kojarzyć także z cotygodniowym handlem jako ukłonem dla przeszłości, turystyczną atrakcją a przede wszystkim okazją do zarobkowania. Bardzo dobrym przykładem chęci i dobrego kierunku zmian jest Jarmark u Królowej Świata organizowany przez Parafię czy festiwal Food  Tracków.

     Chciałbym się tutaj, na poparcie pomysłu, podzielić moim doświadczeniem z bawarskiego miasta Kempten, miasta liczącego podobną jak Stargard liczbę mieszkańców. To co zobaczyłem tam, chciałem w magiczny sposób tej samej chwili, natychmiast przeszczepić do Stargardu. W centrum miasta pod  najważniejszym kościołem na placu-rynku, dwa razy w tygodniu odbywa się targ-jarmark, w którym bierze udział cała gama producentów i wystawców lokalnych wędlin, serów, warzyw, słodyczy, kwiatów, ryb. Są też kiełbaski na gorąco i osobny foodtrack z tradycyjnymi bawarskimi preclami z serem. Nic wyszukanego czy wręcz pretensjonalnego co często obserwujemy u nas. Proste tradycyjne miejscowe jedzenie. Tłum kupujących, gwar, rozmowy, spotkania towarzyskie, śmiech i radość. Atmosfera upajająca, przyjazna i naturalna.

Dla ułatwienia dostępu do prądu w dni targowe z płyty rynku wysuwają się automatycznie słupki skrzynek elektrycznych z których  wystawcy zasilają oświetlenie straganów czy chłodziarki. Będąc tam byłem urzeczony, oszołomiony i pełen nadziei, że w Stargardzie targowanie na Rynku jest także możliwe, bo jeśli inni mogą to my tym bardziej.

 

 

Kempten - widok na rynek - targ. Fotografie wykonane ze schodów kościoła. Godziny poranne.

  

 

Kempten - widok na rynek - plac targowy i kościół w dzień bez handlu.

 

 

Kempten - skrzynka elektryczna wysuwana z płyty rynku do użytku handlujących.

 

 

 

 


Powrót na główną stronę